21.12.17

Zdobyć NIE

numer nie hiszpania


Nie masz NIE, nie ma cię w Hiszpanii…


Wspominałam już, że NIE (Número de Identidad de Extranjero) jest podstawą egzystencji w Hiszpanii. Nie tylko potrzebny jest do zapłacenia podatków, ale też przy okazji wizyty u lekarza, przy zawieraniu umowy o internet, trochę jak w filmach amerykańskich social security number. Jeśli więc osiedlamy się w Hiszpanii, pierwsze kroki trzeba skierować na posterunek policji z prośbą o wydanie tego magicznego numeru. I tu zaczyna się zabawa. 

Stara dobra tradycja mówiła: przyjdź o piątej rano, ustaw się w kolejce i miej ze sobą solidny zapas żywności, bo być może uda ci się załatwić sprawę tuż przed kolacją. Cóż, czasy się zmieniają i internety zawitały pod hiszpańskim niebem. Teraz wszędzie jest informacja: „przyjmujemy tylko interesantów z wizytą zarezerwowaną przez internet” i tu podana jest magiczna strona administracji hiszpańskiej. Wszystko pięknie, tylko większość przeglądarek odmawia wejścia i ostrzega, że jest to miejsce wyjątkowo niebezpieczne i może skończyć się kradzieżą danych z twojego komputera. Zaryzykować trzeba i pozmieniać zabezpieczenia, ale zabawa trwa nadal. Po wypełnieniu wszystkich danych wpisałam, że rozmowę chciałabym odbyć w Barcelonie i po kilku kliknięciach pojawiły się dwie opcje: miejscowość 30 km na północ i miejscowość 30 km na południe od Barcelony. Wybrałam pierwszą opcję i… termin oczekiwania to półtora miesiąca. Postanowiłam więc zmienić na drugą opcję, ale drogi na skróty nie ma, wszystkie moje dane musiałam wpisać ponownie, ale cierpliwość i ciężka praca zostały nagrodzone, bo wizytę dostałam za dwa tygodnie. Oczywiście, należy dodać, że wyboru godziny już nie ma żadnego, trzeba się dostosować. 

I przechodzimy do kwestii wymaganych dokumentów. Jeśli kontraktu o pracę jeszcze nie mamy, możemy wystąpić o tymczasowe NIE na trzy miesiące, a jeśli w tym czasie zatrudnienia nie znajdziemy, zabawa z umawianiem spotkania zaczyna się od początku. Jednak jako obywatel UE można wystąpić o pozwolenie na pobyt i NIE bezterminowe, jeśli mamy już konto w banku hiszpańskim, a na nim odpowiednią ilość środków oraz mamy ubezpieczenie zdrowotne na terenie Hiszpanii. Zakładanie konta to już osobna historia, pozostanę już przy NIE. Należy wypełnić wniosek o wydanie NIE oraz inny formularz, który służy do opłacenia całej procedury. Formularz należy następnie wydrukować i, jak napisano w oficjalnych informacjach, opłacić w dowolnym banku. Przy czym stosowne władze zaznaczają, że bez dokonania owej wpłaty nie należy pojawiać się w stosownym urzędzie. Idę do banku S, bardzo miły pan w okienku długo coś wpisuje w komputerze i mówi, że w celu dokonania wpłaty muszę podać mu swoje NIE. Ale to jest opłata za wniosek o wydanie NIE… Pan mówi, że numer paszportu w jego banku nie wystarczy i nie ma NIE, nie ma wpłaty… 

Idę do banku C i również miły pan próbuje również bez powodzenia, bez NIE nie opłacę, a jutro rano mam umówioną wizytę na policji… Na chwilę przysiadam na ławce w parku i łzy cisną mi się do oczu z bezsilności. Przecież napisano, że bez opłaty nie można się pojawić. I już sobie wyobrażam co by się stało, gdybym w takiej sytuacji znalazła się w Polsce. Pani w okienku powiedziałaby mi: 
- A czemu przychodzi bez tej wpłaty? Niech zapłaci i wtedy przyjdzie! 
Mam też świeże doświadczenia z Holandii, tam za pojawienie się bez dokonania wpłaty i dopełnienia wszystkich stosownych procedur, stosowne władze nałożyłyby na mnie odpowiednie kary, nasłały odpowiednie służby i zagroziły jeszcze innymi adekwatnymi sankcjami. 

I tu mnie olśniło: Es España! W Hiszpanii przecież powinno się to jakoś rozwiązać. Wizytę mam co prawda następnego dnia w innej miejscowości, ale szybko wsiadłam w metro i pojechałam na policję w Barcelonie. Już co prawda zamykali, ale przedstawiłam swoją sytuację strażnikowi uzbrojonemu po zęby i uśmiechnął się tylko zza kamizelki kuloodpornej i powiedział, że on w odpowiednim miejscu w formularzu wpisałby NIE jakiegoś swojego znajomego, żeby tylko płatność przeszła. Jest to jakieś rozwiązanie, jest to już krok w dobrym kierunku, ale owy strażnik powiedział, że mimo, że już zamykają, poszuka jeszcze jakiejś pani, która na co dzień rozpatruje wnioski o NIE. Pani rzeczywiście do mnie przyszła i powiedziała, żebym opłatą się zupełnie nie przejmowała i żebym przyszła na umówioną wizytę, a sprawę z pewnością uda się jakoś załatwić. I powiało optymizmem. 

Następnego dnia wsiadłam w pociąg i o 8:30 byłam już pod posterunkiem, a tu całkiem pokaźna liczba oczekujących i od razu podsunięto mi listę społeczną. Część osób czekała od piątej rano, bo mówili, że przez internet nie udało im się zdobyć wizyty. Dostępne były tylko miejscowości gdzieś bardzo daleko z terminami jeszcze bardziej odległymi. Czyli tradycyjny sposób z porannym oczekiwaniem z zapasem kanapek ma się dobrze i chyba nawet wiem dlaczego… Na ten dzień wizytę umówioną wizytę przez internet miałam tylko ja i jedna rodzina niemiecka i na tym koniec. Więcej wizyt na ten dzień nie było dostępnych online. Cóż więc mieli zrobić bezrobotni, studenci i inni potrzebujący NIE? Wcześnie rano z kanapkami pod posterunek policji i oczekiwanie na łaskę i niełaskę. Ten poranek był wyjątkowo chłodny, a miasteczko położone jest w górach, tak więc rozmowy toczyły się, jak to zwykle w Hiszpanii w grudniu, na temat ogrzewania mieszkań. Atmosfera była bardzo miła, tyle, że drzwi do urzędu otwierały się dopiero o godzinie 9 (czyli otworzono je o 9:15). Wyszedł pan policjant uzbrojony po zęby, odczytał listę nazwisk z umówioną wizytą (czyli dwa), zaprosił nas, szczęśliwców do środka, a pozostali nadal wdychali rześkie powietrze na zewnątrz. Pani w okienku była bardzo miła, stwierdziła, że opłatę mogę zrobić po wizycie, gdyż faktycznie chyba tylko jeden bank przyjmuje wpłaty bez NIE, a z numerem paszportu, ale ona nawet nie wiedziała który. Tak więc przyznała mi numer, ja pobiegłam do banku i z dowodem wpłaty wróciłam po moją kartę rezydenta z magicznym numerem NIE. Natomiast kolejka oczekujących przed urzędem otrzymała obietnicę, że tego dnia, wcześniej lub później, ale najprawdopodobniej zostaną obsłużeni. 

Lekcja z mojego doświadczenia? Może w Hiszpanii jest sporo przepisów, które nie do końca ułatwiają życie (zapłać za przyznanie NIE przy użyciu NIE, którego jeszcze nie masz), ale wszyscy o tym wiedzą i starają się pomóc, żeby ominąć te przeszkody. Es España i dobrze mi z tym :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 BARCELONA Z DZIECKIEM , Blogger